sobota, 3 maja 2014

Rozdział XII

Po tym, jak opuściłam salę, skierowałam się do schodów, a potem drzwi wyjściowych. Musiałam jak najszybciej odetchnąć świeżym powietrzem i pomyśleć. Byłam zraniona i zawiedziona. Samara od zawsze była moją bratnią duszą. Zawsze trzymałyśmy się razem, mówiłyśmy sobie wszystko, zero sekretów. A najpiękniejsze było to, że nigdy się nie okłamałyśmy, byłyśmy tak zżyte, że dłuższa nieobecność jednej z nas działała źle na obie strony. Wszystko pięknie ładnie... aż do teraz. Znów chciało mi się płakać. Czyżby te lata przyjaźni nic nie znaczyły. A może... a może Sami zawsze kłamała, może cały ten czas, który razem spędziłyśmy, wszystkie wspólne chwile, wszystko to było kłamstwem. Samara rozumiała mnie jak nikt inny, może to dlatego, że tylko grała przyjaciółkę. Muszę ją o to zapytać. Bez owijania w bawełnę, podejdę do niej zaraz i prosto w oczy zapytam:Czy nigdy mnie nie okłamała? Jeśli tak, to koniec. Nie umiem sobie jeszcze tego wyobrazić, ale tak zrobię. Co do Aidana, postąpię dokładnie tak samo. No, zdecydowałam. Teraz wprowadzenie planu w życie.Cofnęłam się do schodów. To była jedna z najcięższych chwil w moim życiu. Przeszłam przez korytarz i stanęłam koło drzwi do sali, w której leżała Sami. Nie zamierzałam łatwo odpuścić, tylko walczyć o każdą informację. Moja przyjaciółka leżała tak, jak ką zostawiłam, najwyraźniej miała zakaz poruszania się. 
- Lepiej się czujesz? - zapytała z troską – Jak wyszłaś, byłaś blada jak ściana. 
- Okłamałaś mnie – powiedziałam 
- Co? - zdziwiła się - Skłamałaś, gdy pytałam o ten wypadek w parku. Tak samo kłamie mama, tata, Aidan, Ethan, wszyscy kłamiecie. Mam teraz dowód. Może jedno z was mówi prawdę, ale ja już nie wierzę nikomu. Myślałam, że się przyjaźnimy. 
- Ale Annie, o czym ty mówisz. Oczywiście, że się przyjaźnimy, dlaczego sądzisz, że tak nie jest. Jakbym mogła... 
- Nie zaprzeczaj, proszę. Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
 - Ale naprawdę nie mam pojęcia... 
- Sami! - zaczęłam tracić cierpliwość – Jak możesz mówić, że nie wiesz, o co mi chodzi. Od jakiegoś czasu wszyscy macie przede mną jakąś tajemnicę. Nie wiem, kto to wymyślił, ale teraz mnie to nie obchodzi. Więc proszę cię, przestań wreszcie łgać i powiedz mi całą prawdę! Inaczej... inaczej pomyślę, że nigdy nie byłaś moją prawdziwą przyjaciółką...i to będzie koniec.
 - Chcesz powiedzieć, że przez jedno małe kłamstwo skreślisz mnie ze swojej pamięci.
 - Czyli miałam rację? Kłamałaś!
Zaszczypały mnie oczy.
Sami głośno westchnęła i zaczęła mówić.
 - Tak, skłamałam. Przepraszam, ale nie miałam innego wyjścia. Prawda jest dla ciebie jeszcze zbyt niebezpieczna. Zrozum i nie złość się, wszyscy starają się ciebie chronić. Wszystkim zależy na twoim bezpieczeństwie. Możesz się obrazić, wymazać mnie ze swojego życia, ale to nie zmieni faktu, że dla mnie zawsze będziesz najlepszą przyjaciółką, bez względu na wszystko. 
- Nawet najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa. 
- Wiem i przepraszam. Ale nie mogłam inaczej. 
- Więc nic więcej mi nie powiesz?
 - Nie. Jeśli uznasz to za koniec naszej przyjaźni, dobrze. I tak się wszystkiego dowiesz, naprawdę. Ale w swoim czasie. I uwierz mi, gdy poznasz prawdę, będziesz wszystkim wdzięczna za to, że nie powiedzieliśmy tego wcześniej. 
- Mam być wdzięczna za kłamstwa? Za to, że ludzie, na których mi zależy nie są ze mną szczerzy? Jak ty to sobie wyobrażasz?! Po moim trupie. Już wam nie ufam. Mam was w dupie! Was i te wasze tajemnice. Nie chcę cię więcej widzieć!
 - Jak chcesz! Ale jak ktoś cie napadnie w nocy w lesie i nikt cie nie uratuje, nie miej do nikogo pretensji. - Czemu ktoś miałby mnie napaść?! 
- Nic więcej nie powiem. Jeśli to wszystko, byłabym wdzięczna, gdybyś wyszła. Muszę przygotować się do złożenia przysięgi.
Zupełnie o tym zapominałam 
- Kiedyś miałam być twoim świadkiem, pamiętasz? Ale potem mnie okłamałaś, a tego... nie da się tak szybko zapomnieć. 
- Idź już. 
- Dobra.
Wyszłam z pokoju i niemal zdeżyłam się z Alex. - Hej, Annie, dobrze się czujesz? Co się stało? - Nic! - warknęłam, odepchnęłam ją i pobiegłam do wyjścia. Stała tam jeszcze chwilę, zaskoczona, a potem weszła do sali.
Zaczął padać deszcz. Nie miałam parasolki, więc zanim doszłam do lasu, przemokłam do suchej nitki. Umówiłam się z tatą, że odbierze mnie ze szpitala, ale nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Był w to wszystko zamieszany. Mama pojechała na zakupy, więc dom stał pusty. Dobrze, pomyślałam. Po wejściu od razu skierowałam się do swojego pokoju. Wiedziałam, że nie mogę tu zostać. Nie w tym domu. Nie z nimi. Pod łóżkiem znalazłam walizkę, nieużywaną od czasu ostatniej wycieczki, cztery lata temu. Wepchnęłam do niej najpotrzebniejsze rzeczy, trzy pary spodni, w tym te od Sami(pomimo kłótni chciałam mieć coś od niej), kilka bluzek, kurtkę, portfel, bluzę z kapturem, a do tego do torby podróżnej zapakowałam koc, buty, szczotkę, szczoteczkę do zębów, pastę, breloczek, komórkę i jeszcze parę drobiazgów. Pieniądze, trzymane na czarną godzinę w skarpecie pod materacem przełożyłam do portfela i włożyłam do walizki. No ale nie mogłam przecież zniknąć bez słowa. Wyjęłam notatnik, długopis i nabazgrałam dla rodziców list, cały czas walcząc z łzami.
"Mamo, tato, proszę, nie szukajcie mnie. Gdy to przeczytacie, będę już daleko stąd. Wiem, że wszyscy mnie okłamujecie, a nie są to błache sprawy, może gdybym wiedziała, Sami nic by się nie stało. Postanowiłam, że lepiej mi będzie bez was, ciężko mi przekreślić dotychczasowe życie, ale nie mam wyjścia. Nie mogę tak żyć. Przepraszam, i tak was kocham. Zapomnijcie o mnie szybko. Przeproście ode mnie Aidana. Mam nadzieję, że już się nie spotkamy."Zawinęłam kartkę i zostawiłam ja na łóżku. Pożegnałam się z pokojem, myśląc, co jeszcze mogłabym zabrać. Zdjęcia bliskich miałam w telefonie, najpotrzebniejsze rzeczy w torbie. Resztę mogłam kupić. Wzięłam jeszcze Pendrive'a, w razie gdyby potrzebne były mi jakieś dokumenty. Co jeszcze? O czymś zapominałam... A, tak, słuchawki. Przydadzą się. To chyba na tyle. Z kuchni zabrałam jeszcze kilka paczek ciastek i dwie duże butelki soku. Na drogę. Upchnęłam wszystko w torbie i wyszłam. Nie było sensu się przebierać, deszcz padał jeszcze bardziej, niż wcześniej. Wyszłam, odwróciłam się jeszcze na chwilę, by ostatni raz spojrzeć na dom. Może ta ucieczka to nie jest jednak najlepsze rozwiązanie, ciężko mi będzie bez domu. Ale nie widziałam innego wyjścia. Westchnęłam głęboko i przeszłam przez ogródek. Nie było odwrotu. Postanowiłam wyjechać z miasta jeszcze dzisiaj, żeby nikt mnie nie znalazł. Słyszałam, że niedaleko, w sąsiedniej wiosce jest bardzo przytulny dom, w którym mili ludzie opiekują się porzuconymi dziećmi. A że nie znają nikogo z naszego miasta, nie będą pytać i czas do urodzin przeczekam tam. Miałam dość pieniędzy na bilet na pociąg, ale bałam się, że spotkam tam kogoś znajomego, kto powiadomi rodziców i wtedy będę miała przerąbane. Więc musiałam jak najszybciej uciekać. Szczęście zdążyłam jeszcze na pociąg, następny byłby dopiero za 2 godziny. Usadowiłam się na siedzeniu, walizkę i torbę wrzuciłam na górną półkę(nadal miałam złe skojarzenia z tym słowem) i zdjęłam bluzę, którą powiesiłam ją na oparciu po drugiej stronie. Przedział zajmowałam tylko ja, pociągi jadące poza miasteczko były zazwyczaj prawie puste, więc mogłam robić, co chciałam. Wyjęłam słuchawki, telefon, włączyłam rocka i bezcelowo gapiłam się przez okno. Po czterdziestuminutowej jeździe pociąg wreszcie się zatrzymał. Dotarłam do Westheid, sąsiedniego miasteczka, celu mojej podróży. Mieszkańcy Eartheid rzadko kiedy tu przyjeżdżali, chyba że koniecznie musieli, więc nie było mowy, by ktoś mnie poznał. Miałam szczęście, dom, w którym planowałam się zatrzymać mieścił się zaraz koło dworca kolejowego. Był to duży budynek, prosty, w bliżej nieokreślonym stylu. Zbudowany z jasnej skały, w promieniach słońca wyglądał pięknie. To miasto bardzo różniło się od naszego. Nie było prawie wcale lasów, tylko z jego zachodniej strony Co do samego miasteczka, budynki stały tutaj bardzo blisko siebie, uliczki były wąskie i wybrukowane, a rozkład domów równy. W Eartheid większość miasta mieściła się w lesie, tylko jego centrum było na otwartej przestrzeni, ale otoczone ze wszystkich stron lasami. Domy były zbudowane tak, jak podobało się to właścicielowi, bez schematu, a co do stylów, były przeróżne ale zdecydowanie panował styl gorycki i rokoko. Nie wiedziałam, jak przyzwyczaję się do braku drzew. Podobno do wszystkiego człowiek się przyzwyczai, ale ja to co innego. Będzie mi tego brakowało.Dosyć podziwiania, pomyślałam. Trzeba znaleźć dom. Podeszłam do "Ośrodka dla sierot, dzieci niechcianych i porzuconych", jeśli wierzyć tablicy koło wejścia. Trzeba się zameldować, podać jakieś tam dane i gotowe.Hall był większy, niż myślałam. Schody pięły się w nieskończoność, a pod nimi widziałam drzwi do pokoi, na każdych przybita była tabliczka z numerem.Podeszłam do recepcji.
 - Przepraszam, nazywam się...e...Alison...Smith! Tak...e... chciałabym się tutaj zatrzymać.Recepcjonistka, gruba okularnica o śnieżnobiałej skórze i wielkich oczach spojrzała na mnie zza lady. Myślałam, że odburknie mi coś niemiłego i wywali za drzwi(jak zwykle dzieje się w filmach), ale ona uśmiechnęła się do mnie i powiedziała, zaskakująco miło: 
- Złociutka, a co ty tu robisz sama? Nie masz opiekuna? Co się stało z rodzicami? 
- Zginęli w... napadł ich wściekły Zmiennokształtny...i zamordował na miejscu – kłamałam jak z nut 
- Oj, przykro mi – zrobiła na moment smutną minę
 – A opiekun, sama jesteś? Skąd przybyłaś złociutka?
 - Z daleka, nie mam opiekuna, nie mam się też gdzie zatrzymać, niedługo kończę siedemnaście lat, do tego czasu chciałabym się tu zatrzymać. 
- Złociutka, bardzo chciałabym pomóc, ale niestety nie mamy wolnych miejsc. Pokoje i tak są przeładowane, nie przyjmujemy już nikogo, a najstarsza wychowanka ma urodziny za pół roku.
Co?! I co ja teraz zrobię? Pomyślałam zrozpaczona. 
- No dobrze, dziękuję. Nic nie szkodzi, znajdę inne miejsce.Wyszłam z budynku.No to jestem skończona! Nie mam się gdzie podziać. Poza tym, słońce niedługo schowa się za horyzontem, a nie będę przecież nocować na ulicy. Miałam jeszcze pieniądze, poszłam więc do baru na obiad. Zjadła najwięcej jak mogłam, pamiętając, że nie wiem, kiedy zjem następny posiłek. Pół godziny potem szłam już uliczką, w kierunku jedynego lasu. Pomyślałam, że skoro nie mam się gdzie zatrzymać, las stanie się mim domem.Szłam około godziny, musiałam iść na drugi koniec. Po drodze wstąpiłam do księgarni, kupiłam trzy książki, serię"Dziewiąty Mag". Zamierzałam je kupić w Eatrheid, ale skoro już tam nie mieszkam, no to kupiłam tu. Będę miała teraz dużo czasu, żeby czytać, słuchać muzyki, może znajdę też jakąś pracę, na jakiś czas. A w lesie, umiałam przecież zbudować jaki taki szałas z gałęzi, przykryłabym kocem, albo weszła do jakiejś jaskini, jeśli jakimś cudem by były. Nie wiedziałam, czego się tu spodziewać, więc rozważałam każdą opcję. Miałam ubrania, pastę, szczoteczkę, na jedzenie wpadałabym do baru. Mogło być całkiem dobrze.Wreszcie dotarłam do skraju puszczy. Drzewa rosły tu bardzo blisko siebie, było ciemno, ciemniej niż w lesie w Eatrheid. Teraz las wydał mi się większy, niż wcześniej. Zupełnie jak ten z moich dawnych snów. Zaczęłam szczękać zębami. Było mi zimno, chociaż ubranie już dawno wyschło, i świeciło słońce. Z lasu nie dochodziły żadne dźwięki, nie było słychać ptaków, zwierząt, szumu drzew...nic. Zrobiłam krok do przodu 
- Dziecko, stój – wrzasnął ktoś za mną. Podskoczyłam ze strachu. Serce mało nie wyleciało mi z piersi. Odwróciłam się, przykładając dłoń, w nadziei, że serce nie wyskoczy. Za mną stał staruszek, około osiemdziesięcioletni 
- Nie wchodź tam!! To nie jest miejsce dla kogoś tak ważnego!
 - Tak ważnego? Co pan ma na myśli? 
- Że jesteś WYZNACZONA!!! A co niby innego?! - Staruszek zaśmiał się, a na jego pooranej zmarszczkami twarzy wyglądało to upiornie. 
- Do czego wyznaczona!? 
- To ty nie wiesz? 
- Nie?! 
- I ode mnie się tego nie dowiesz. Widocznie nie jesteś gotowa, skoro ci nie powiedzieli.
 - Ale... 
- Ciiiii....!!!! Słyszysz... Nargle mnie gonią. Muszę uciekać, zanim mnie dopadną i zjedzą. 
- A pan wie, w ogóle co to są Nargle?
- No a jak, wielkie krwiorzercze bestie, które aktualnie chcą mnie zjeść, więc nie mogę zwlekać. 
Starzec odwrócił się i zniknął za najbliższym budynkiem.Nargle?Krwiorzercze bestie? Czytałam Harry'ego Pottera i wiem, że Nargle są małymi, okrągłymi stworzeniami, przypominającymi małe muszki. Posiadają złotawe skrzydła, a ich ciało porastają jasne włoski, i w żadnym wypadku nikogo nie zjadają. O czym ten staruszek gadał? Widocznie starość uderzyła mu do głowy, może naczytał się za dużo o pielgrzymach, chciał awansować na starszego pielgrzyma, albo po prostu nie czytał Harry'ego Pottera. 
- Chyba tylko ja czytałam Harry'ego Pottera - mruknęłam pod nosemNo nic, zbiera się chyba na deszcz, więc wypadałoby znaleźć jakieś schronienie. Weszłam powoli do lasu. Cisza, jaka tu panowała, przerażała mnie. Zupełnie tak, jak w moim śnie. Nie tym z Aidanem, tylko tym, co jakiś Zmienny chciał mnie zabić. Mam nadzieję, że to nie była zapowiedź tego, co się stanie.Szłam dalej, ledwie widoczną ścieżką. Deszcz tu nie docierał, więc nie zmokłam bardziej. Pod tym względem mi się to podobało. Spojrzałam na niebo. Byłą pełnia. Niedobrze, bardzo niedobrze. Wytężyłam wzrok. Już miałam skręcić, ale zobaczyłam chatkę, starą, zniszczoną, ale może nadawającą się do zamieszkania. Powoli poszłam w jej kierunku. Drzwi potwornie skrzypiały, ale nie wypadły z zawiasów, gdy je otwierałam. Na początek szło dobrze. Postawiłam torbę i walizkę i rozejrzałam się. Budynek był jednopokojowy, ale na podwyższeniu były dwa łóżka bez materacy i kilka krzeseł, połamanych.Na "dole" stał stół i krzesło, o dziwo niezniszczone. Weszłam po drabince na górę, wyjęłam koc i rozłożyłam go na łóżku. Na nim położyłam bagaż i telefon, owinięty w słuchawki. Krzesła zrzuciłam na dół i ułożyłam pok ścianą. W razie czego można z nich rozpalić ognisko. Wzięłam chusteczki i wytarłam krzesło i stół, wtachałam je na górę (nie zamierzałam mieszkać na dole). Było tam dużo miejsca, duże okno wpuszczało światło. Na górze co prawda było mniej miejsca, ale czułam się tam bezpiecznej. Drabinkę zabrałam i położyłam pod ścianą na górze, tak, że nikt nie mógł się do mnie dostać. Z torby wyjęłam kurtkę, zamierzałam się nią w nocy przykryć. Na stole położyłam szczoteczkę do zębów, pastę, szczotkę, kosmetyczkę, lusterko, telefon i książki. Teraz mogłam tylko leżeć. Wzięłam pierwszą cześć kupionych książek, otworzyłam na przypadkowej stronie i zaczęłam czytać:"[...] Nagle przypomniał sobie wieczór, kiedy znalazł Ariel śpiącą w wannie. Teraz żałował, że jej nie obudził i nie kochał się z nią namiętnie przez całą noc.[...]"O Fuujjj!!!!... czy ta książka nie miała być przypadkiem o smokach i elfach-magach? Otworzyłam na pierwszej lepszej stronie, przeczytałam pierwszy lepszy akapit, a tu takie rzeczy. Przypadek? Nie sądzę. Zamknęłam książkę. Nie miałam ochoty na takie sceny. Muzyki też nie miałam ochoty słuchać, nie mogłam wyjść, więc postanowiłam się zdrzemnąć. Ułożyłam się na kocu, przykryłam kurtką i kilka minut później już smacznie spałam.
***
Obudziłam się o świcie, dokładnie o 6.43. W mieście sklepy i bary otwierają się dopiero o 8.00 więc nie mogę jeszcze iść nic zjeść. Ale mam ciastka i sok, pomyślałam. Wyjęłam z torby artykuły i zaczęłam je konsumować. Nie zjadłam wszystkiego, zostawiłam sobie coś na później. Podeszłam do okna, w którym cudem jeszcze były szyby. W lesie panował mrok. Nie miałam latarki, ale pomyślałam, że zanim dojdę do baru, będzie po ósmej. Naciągnęłam kurtkę i wyszłam z chaty. Wzięłam tylko telefon i pieniądze, a poza tym, kto by domyślił się, że w tym opuszczonym budynku ktoś mieszka.Przeszłam kilka kroków i zatrzymałam się. Nie widziałam już starej chatki, ale coś było nie tak. Miałam przeczucie, że ktoś mnie śledzi. Ktoś lub coś. To nic, pomyślałam, tylko moje głupie urojenia.Odwróciłam się i chciałam zrobić krok, ale na mojej drodze coś stało. Coś dużego. Bardzo dużego. Widziałam tylko ciemne futro, zarysowany na tle nieba kształt i jarzące się na złoto oczy. Niewątpliwie był to Zmiennokształtny, zmieniony w wilka, za sprawą pełni. Widziałam wiele zdjęć i obrazów ukazujących ich w tym stanie, ale nigdy nie wiedziałam żadnego tak dużego! Bestia była ode mnie prawie trzy razy większa. Krzyk uwiązł mi w gardle. Nie mogłam się ruszyć, ani wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Stwór poruszył się i wciągnął powietrze. Chyba mnie wywęszył. Spojrzał prosto w moje oczy i ryknął.
- Ty!! Już nie żyjesz!!! - wycharczał.Jednym skokiem dopadł mnie i chwycił za gardło. Zaczęłam kaszleć, dusić się i szarpać jego rękę, ale był silniejszy ode mnie. Podniósł mnie na wysokość swoich oczu a potem rzucił na ziemię. Poczułam silny ból w biodrze. Nie zdążyłam nawet się podnieść, a on już podniósł mnie i cisnął na drzewa. Poleciałam, trochę dalej. Teraz do biodra doszło jeszcze ramię i głowa. Spojrzałam na ścieżkę. Stwór stanął na czterech łapach. Zaczęłam czołgać się w tył, nie spuszczając z niego wzroku. Ruszył za mną i ani się obejrzałam, jak rzucił mi się do gardła.
Zamknęłam oczy przygotowałam się na potworny ból i śmierć, ale nic takiego nie poczułam. Uchyliłam powieki. Potwór leżał na ziemi, a obok niego ten staruszek, którego spotkałam wczoraj przed lasem. Co on tu do cholery robił?! Chyba życie było mu nie miłe. 
- Z drogi! - Wrzasnął Zmienny – Albo ciebie też zabiję!
 - Spróbuj – powiedział spokojnie staruszek i odrzucił laskę. Nagle jego ciało zaczęło się trząść, falować, nagle zrobił się większy, jego płaszcz spadł na ziemię, z jego pleców wyrosły śnieżnobiałe skrzydła i ani się nie obejrzałam, stał przede mną chłopak, mniej więcej w moim wieku. Do tego wszystkiego był Akaname! Puścił do mnie oczko i rzucił się na bestię. Zaczęła się potworna walka, potwór chciał się do mnie dostać, ale nie byłam w stanie się ruszyć. Chłopak wyjął nóż i dźgnął Zmiennego w ramię. Chciał trafić w serce, ale nie było to proste. Stwór dał za wygraną, spojrzał na mnie i ryknął:
 - Jeszcze cię dopadnę! - i zniknął za drzewami.Chłopak jednym zwinnym ruchem podniósł się z ziemi i powoli do mnie podszedł. 
- Hej, jak się czujesz? - zapytał z troską. Był ode mnie wyższy, ubrany w T-Shirt i dżinsy, miał niebieskie oczy i kasztanowo złote włosy. I był baardzo, baardzo przystoiny. Prawie jak Aidan. 
- Chyba dobrze...kim jesteś? A może raczej czym? 
- Przecież wiesz. Jestem taki jak ty. No, może do pewnego stopnia.
 - Jak to zrobiłeś, byłeś staruszkiem a teraz jesteś młodym chłopakiem? 
- To się nazywa magia
- No co ty – zakpiłam. Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek. Nie wiedziałam, co myśleć. Z jednej strony uratował mi życie, ale go nie znałam. Nie miałam pewności, że nie zrobi mi krzywdy. Chociaż, gdyby chciał, już bym nie żyła.
 - Okej... e...jak się nazywasz? 
- Alison...Smith.
- A mi się wydaje, że kłamiesz. 
- A mi się wydaje, że nic ci do tego
 - Nazywasz się Annabelle Whithmoore, mieszkasz w Eartheid, nie masz rodzeństwa, twoi rodzice są, według ciebie, zboczeni, przyjaciółka Samara także. Masz kolegę, Aidana, w którym jesteś zakochana, ze wzajemnością, niedawno poznałaś Alexis, i jej chłopaka, Luke'a. Ethan jest bratem Aidana i chłopakiem Samary, która miała wypadek, ale wszyscy cię co do niego okłamali, więc uciekłaś pociągiem do naszego miasteczka, ale że nie mogłaś dostać się do sierocińca, przyszłaś do lasu. I napadł na ciebie Zmienny, ale cię nie zabił, bo cię uratowałem. Nie ma za co – uśmiechnął się od ucha do ucha, dumny z siebie - I dla twojej wiadomości, czytałem Harry'ego.  
Gapiłam się na niego z rozdziawionymi ustami. Skąd on do licha to wiedział? Czytał w myślach, czy jak?
 - Skąd to wszystko wiesz? - zapytałam 
- Mam dobrego przyjaciela, który obserwował cię, na moje polecenie i zdawał mi raporty. Jestem twoim opiekunem, a także przyjacielem. 
- Nie wiedziałam, że się przyjaźnimy – mruknęłam z sarkazmem 
- No to już wiesz. Poza tym to oficjalna wersja, prywatnie jestem twoim strażnikiem. 
- Strażnikiem? A po jakie licho mi strażnik?
 - Dowiesz się. A teraz chodźmy do miasta, zdaje mi się, że szłaś do baru na śniadanie. Zjemy je razem.

2 komentarze:

  1. NO WIESZ TY CO !!!!
    W TAKIM MOMENCIE ?!?!
    NIE ZNOSZĘ TEGO !!!!! CO ZA PIELGRZYM !!!
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    OKEY JUŻ SIĘ OGARNIAM....WDECH, WYDECH, WDECH, WYDECH....
    1. ZABIJĘ, ŻE W TAKIM MOMENCIE !!! JAK TAK MOŻNA ! CZŁOWIEK SOBIE SPOKOJNIE CZYTA A TU NAGLE KONIEC !!! TO JEST NIEWYOBRAŻALNE !
    2. PIELGRZYM FOREVER !!! NORMALNIE ON SIĘ ZROBIŁ MEGA POPULARNY ! NO I TO JA JESTEM JEGO TWÓRCĄ. CZUJĘ SIĘ DUMA, ŻE TO MÓJ POMYSŁ xD
    3. CO TO DO CHOLERY ZA FACET ?!?!
    4.SKĄD ON WIE TE WSZYSTKIE RZECZY ! NO NIE JASNOWIDZ, KURDĘ JAKIŚ ALBO GORZEJ MEDIUM o.O
    5. UCIEKAĆ Z DOMU I WZIĄĆ ZE SOBĄ TYLKO DWA OPAKOWANIA CIASTEK ?! JA BYM WZIĘŁA CO NAJMNIEJ 10 !
    6. ZNOWU TEN GŁUPI, PORĄBANY ZMIENNOKSZTAŁTNY ! CZEGO ON OD NIEJ CHCĘ ?! NASTĘPNYM RAZEM TO JA GO ZABIJĘ (JESTEM WIEDŹMĄ, ALE TO WIESZ xD)
    7. ALISON SMITH? ANNIE MOGŁA WYMYŚLIĆ JAKIEŚ BARDZIEJ WIARYGODNE IMIĘ I NAZWISKO....
    8.NO NIE JAK JA (SAMARA) MOGŁAM OKŁAMAĆ ANNIE ?!
    9. AIDABELL FOREVER NIE WAŻ MI SIĘ ICH ROZDZIELIĆ BO, POŻAŁUJESZ !!! BĘDĘ CIĘ PRZEŚLADOWAĆ DO KOŃCA ŻYCIA PIELGRZYMEM I SCHODOMANIĄ !!! :d NO I NO I POTNĘ CIĘ ŁYŻKĄ !!!
    10.HMMMM KOLEJNY AKANAME..., OKEY. WIEM JAKIE TY MASZ Z NIM PLANY I NIE BĘDĘ TEGO KOMENTOWAĆ ...ALE ON JEST DZIWNY... NAWET NIE POWIEDZIAŁ JAK SIĘ NAZYWA !!! BEZCZELNOŚĆ!!!
    11."Masz kolegę, Aidana, w którym jesteś zakochana, ze wzajemnością, " HA, WIEDZIAŁAM, WIEDZIAŁAM, WIEDZIAŁAM !!!!!!!!!!!!!!! <3 !
    12. OKEY BĘDĘ POWOLI KOŃCZYĆ.
    POWOLI TO ZNACZY JESZCZE NIE TERAZ.
    13. JAK ONA SIĘ MOGŁA NIE POŻEGNAĆ Z AIDANEM ?
    SPOKO ROZUMIEM, ŻE CZUŁA SIĘ OSZUKANA ITP, ALE MOGŁA CHOCIAŻ Z NIM POROZMAWIAĆ A NIE TYLKO Z SAMARĄ !
    14. NA POCZĄTKU MYŚLAŁAM, ŻE TEN STARUSZEK TO PIELGRZYM, KTÓRY CHCIAŁ JĄ ZGWAŁCIĆ W LESIE I DAĆ POTEM MARSJANKA ! WIEM MOJE MYŚLI SĄ NIENORMALNE !
    15 WOW O DZIWO TEN DZIWAK OKAZAŁ SIĘ BYĆ OCZYTANYM ! PRZECZYTAŁ HARREGO !!!
    16.DLACZEGO TAK MAŁO AIDANA? A WŁAŚCIWIE JEGO BRAK ? TO JEST NIE DO POMYŚLENIA !!!
    17.KIEDY JEJ W KOŃCU POWIEDZĄ TO WIELKIE "COŚ" ?!
    18. HMMM...WYZNACZONA, CZYLI ?
    19. TEN NIEZNAJOMY JAKI MA KOLOR WŁOSÓW ? NIE NAPISAŁAŚ A MNIE TO BARDZO CIEKAWI ? TAKI JAK NA ZDJĘCIU ? RUDY? BRĄZOWY? RUDAWO-ZŁOTO-BĄRZOWY?
    20. WOW, UDAŁO MI SIĘ DOJECHAĆ DO 20 ! CZY WSZYSCY W TYM ŚWIECIE WIEDZĄ, ŻE RODZICE ANNIE SĄ ZBOCZENI ???
    DOBRA CHYBA NAPISAŁAM JUŻ WSZYSTKO CO MOŻNA BYŁO...CHYBA. JAK COŚ MI SIĘ JESZCZE PRZYPOMNI TO DOPISZĘ.
    CHCIAŁAŚ REWANŻU TO MASZ ! :D DZIĘKUJĘ ZA TWÓJ WYCZERPUJĄCY KOMENTARZ, ALE ŚMIEM TWIERDZIĆ, ŻE MÓJ JEST ODROBINKĘ DŁUŻSZY... ALE OJ TAM...
    WIEM, ŻE MNIE ZABIJESZ ZA NIEKTÓRE FRAGMENTY TEGO KOMENTARZA, LECZ CHCIAŁAŚ PRAWDY ! WIESZ CO TO CHYBA BĘDZIE MÓJ NAJDŁUŻSZY KOMENTARZ NA TWOIM BLOGU !
    OKEY,OKEY JUŻ NA SERIO KOŃCZĘ !
    CZEKAM NA WIĘCEJ I ŻYCZĘ DUUUŻO WENY I FAZ ZE MNĄ NA SKAJPIE ! <3 !
    Asikeo^^( Twój pielgrzym, fanka nr 1 AIDABELL i tego bloga <3)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No rzeczywiście, najdłuższy, a co do tego tajemniczego nieznajomego, nic nie powiem będzie niespodzianka, oczywiście Aidabell zostanie na zawsze <3
      Pielgrzymania forever
      Asikeo forevet
      Tusikeo forever
      Schodomania forever
      Ale z tymii Marsjankami to już trochę przesada. On miał dobre intencje!!!
      Kolejny rodział za tydzień(chyba że nie będzie weny) xD

      Usuń