Gdy tylko weszłam do domu, zaczęłam
płakać. Nie mogłam tego powstrzymać, łzy poleciały same.
Rzuciłam buty i pobiegłam na górę, do swojego pokoju. Szybko
zdjęłam sukienkę i padłam na łóżko. Płakałam dobre dziesięć
minut, ale potem uświadomiłam sobie, że to nic nie da. Nie pomogę
Sami użalając się nad sobą. W ogóle nie mogę jej pomóc. Nawet
nie wiem, co się stało. Wszystko przez to, że ukrywają coś
przede mną. Wszyscy, rodzice, Samara, Aidan, wszyscy wiedzą, tylko
nie ja. Aidan...ciekawe, czy już wytrzeźwiał. Był nieprzytomny,
jak ostatni raz go widziałam. Nie wiedział o Sami, ale pewnie Ethan
go powiadomił. Przynajmniej tak myślę. Znów pomyślałam o mojej
biednej Samci, o tym, jak bliska jest śmierci. Znów zachciało mi
się płakać, ale jakoś się powstrzymałam. Nie chciałam, żeby
smutek ogarnął mnie do końca, zawsze jest przecież nadzieja, że
będzie dobrze.
Rodzice pewnie niedługo przyjadą.
Mama wiedziała, że wychodzę z Alex, ale nie rozmawiałam z nią,
więc będzie chciała wiedzieć, co się stało. Nie byłam chyba
jeszcze gotowa, żeby z kimkolwiek rozmawiać. A zwłaszcza o Sami.
Założyłam bluzę, spodnie od dresu i poszłam do łazienki. Od
płaczu cały makijaż się rozmazał i wyglądałam teraz jak
zombie. Wzięłam butelkę z płynem do demakijażu, waciki i
wytarłam oczy. Gdy byłam na schodach, usłyszałam, że na dole
otwierają się drzwi. Zeszłam powoli po schodach, trzymając się
kurczowo poręczy. W hallu zastałam oczywiście mamę i tatę
- Och Annie – powiedziała mama,
gdy tylko zobaczyła moje opuchnięte oczy – Tak mi przykro,
naprawdę. Dowiedziałam się dopiero, jak wychodziliśmy. Co się
dokładnie stało?
- Też chciałabym wiedzieć. Sami
jest chora i tyle. Więcej się nie dowiedziałam.
- Ty nie wiesz, co się dzieje z
Samarą? - zdziwił się tata
- Nie mam nastroju na żarty, tato.
Na serio nie wiem, co się stało, nikt niczego mi nie mówi, nawet
wy. Wszyscy macie jakieś durne tajemnice, nie wiem, dlaczego nie
chcecie mi powiedzieć, co się dzieje, ale jak nie to nie. Nie będę
się was prosić.
Mama spojrzała znacząco na tatę, ale
widząc, że jestem bliska płaczu nic nie powiedziała, tylko mnie
przytuliła. Wcisnęłam twarz w jej włosy, szlochając.
- Annie, już dobrze, aby im się
tylko nie pogorszyło. Nieszczęścia chodzą parami. Ale nie
rozpamiętujmy tego, co było. Trzeba wierzyć, że będzie dobrze.
Może zadzwonimy...
- Jak to „im”. To kto oprócz
Sami zachorował?
- To ty nic nie wiesz? - Mama była
w szoku – Ktoś otruł Aidana. Wszyscy myśleli, że się upił,
ale gdy zaczęli go budzić, nie dawał znaku życia. Zawieźli do
do szpitala, w ostatniej chwili udało się go obudzić. Kilka minut
zwłoki i by nie przeżył.
- Co?!?!?!?! Dlaczego nikt mi nie
pow.... nieważne, jak się czuje?
- Nie wiem, ale mogę zadzwonić do
jego wuja..
- Muszę go zobaczyć. I Sami też.
Jadę do szpitala.
- Kochanie, nie wpuszczą cię. Jest
za późno na odwiedziny, poza tym pewnie jeszcze ich badają.
- Nic mnie nie obchodzi. Muszę ich
zobaczyć. Muszę, muszę powiedzieć im...muszę...muszę jechać...
- Ale Annie, ty ledwo stoisz na
nogach. Proszę, dla własnego dobra idź, połóż się spać.
- Myślisz, że po tym zasnę. Nawet
nie mam zamiaru...
- Nie będę z tobą dyskutować. Do
łóżka, już. Jak chcesz, mogę dać ci coś na sen jeśli już
tak bardzo tego potrzebujesz.
- Nie wiem... zawsze mówiłaś,
żeby brać takie proszki tylko w ostateczności. Ale z drugiej
strony sama nie zasnę..
- No to załatwione. Idź na górę,
zaraz Ci je przyniosę.
- Dobra...już idę... - poczłapałam
na górę. Nie wiedziałam już, co myśleć. Byłam zła na siebie,
że nie poszłam do Aidana, gdy widziałam, jak leżał. Gdybym była
dobrą przyjaciółką, obudziłabym go. Ale widać nie jestem. Może
wtedy byłoby lepiej... Nie, nie mogłam się winić za to, że nic
nie wiedziałam. I znów wróciłam do punktu wyjścia, do tej
wielkiej tajemnicy. Wszystko przez nią. Muszę się wreszcie
dowiedzieć, o co chodzi. Nie uda mi się tego wycisnąć z nich
dobrowolnie, ale gdybym ich śledziła, dowiedziałabym się z
pewnością więcej, niż wiem teraz. Ale nie wypada chyba śledzić
własnych przyjaciół, prawda?
Zdjęłam bluzę i weszłam pod kołdrę.
Zaczęłam dygotać i szczękać zębami, miałam wrażenie, że
głowa zaraz mi pęknie, od natłoku myśli. Chwilę później
przyszła mama, trzymając w ręce fiolkę z tabletkami i szklankę z
wodą.
- Jak tam? - zapytała, uśmiechając
się lekko – Po tym poczujesz się lepiej i szybko zaśniesz.
Proszę – powiedziała, podając mi wodę i tabletkę.
Łyknęłam, popijając. Oddałam mamie
szklankę i położyłam się. Kołdrę podciągnęłam pod samą
brodę i zamknęłam oczy.
- Annie, wiesz, że wszystko będzie
dobrze. Sami i Aidan dojdą do siebie i wszystko się ułoży.
- Taak – wybąkałam sennie
- Widzę, że tabletki już
zaczynają działać. Dobranoc kochanie – pochyliła się nade mną
i pocałowała w czoło – Jutro zobaczysz się z przyjaciółmi.
Śpij dobrze.
- Mhm... - nie dosłyszałam nawet,
co mama odpowiedziała. Odpłynęłam w mgnieniu oka.
***
Obudziłam się ze świadomością, że
spałam długo i długo nie zmieniałam pozycji. Gdy chciałam się
ruszyć, poczułam, jak łapią mnie kurcze w szyi i nogach.
Odczekałam chwilę i powoli wstałam z łóżka. Przez jakiś czas
nie docierało do mnie nic z zewnątrz, ale gdy na dobre się
rozbudziłam i rozprostowałam, usłyszałam jakieś głosy. Na dole
ktoś rozmawiał. Spojrzałam na zegarek. 10.25. Tak późno?
Myślałam, że dopiero jest ranek. Uchyliłam powoli drzwi i na
palcach zeszłam po schodach. W kuchni mama rozmawiała z panią
Crosschess. Podeszłam cichutko do drzwi i oparłam się ramieniem o
ścianę.
- Ale jak się czuje, co się stało?
- zapytała mama
- Jest stan jest teraz stabilny, ale
noc była ciężka. Lekarze myśleli, że jest już za późno.
Ocknęła się kilka minut po siódmej i pierwsze, co powiedziała,
to: „Chcę zobaczyć Annie”. Więc przyjechałam po nią,
oczywiście jeśli się zgodzisz. Za pięć minut zaczyna się czas
odwiedzin, a lekarze powiedzieli, że Annie może przyjechać, ale
nie na długo.
Sama dokładnie nie wiem, Ethan
powiedział mi tylko tyle, że poszli na spacer na koniec parku, do
altanki, ale nie zdążyli dojść do końca, bo napadła ich postać
w ciemnej szacie, trochę przypominająca pielgrzyma*.
Zagroził, że
ich zabije, jeśli nie wydadzą mu jakiejś dziewczyny, Ethan nie
powiedział mi o kogo chodziło, ale gdy odmówili, dźgnął Sami
sztyletem. Był zatruty. Nie zdążył zrobić nic więcej bo
spostrzegł ogrodnika. Po prostu uciekł. Ale zranił moją córkę,
i nie ujdzie mu to na sucho. Dopadniemy go.
- Ale kto to mógł być? Czyżby
wypuścili z Compton jakiegoś przestępce?
- O ile mi wiadomo ktoś uciekł
kilka dni temu, ale nie był to jakiś wielki zabójca, jakiś
złodziej. Nie sądzę, żeby to on zaatakował Samarę.
- Boję się o Annie. Wczoraj była
załamana tym, że wszyscy coś przed nią ukrywają.
- Chodzi o...?
- Tak, zaczyna coś podejrzewać.
Musimy jej powiedzieć, ale jeszcze nie teraz. Gdy przyjdzie
odpowiedni moment, dowie się wszystkiego. Chciałam ją trzymać od
tego jak najdalej, ale teraz widzę, że ona musi wiedzieć. Tyle że
nie jest gotowa. Jest jeszcze taka młoda... Nie wiem już co
począć. Jest bardzo bystra, od samego początku zaczęła coś
podejrzewać i jest coraz gorzej.
- Spokojnie. Może myślisz, że
jeszcze nie dorosła do tego, ale widzę, jak zmieniła się
przez... cóż, nawet przez ostatni miesiąc. Jest doroślejsza,
odważniejsza, myślę, że jest gotowa. Kiedy zamierzacie jej
wszystko wyjawić?
- Chyba w dniu urodzin. Uznaliśmy,
że będzie to najlepszy moment. I dla niej i dla nas. Przecież ona
ma dopiero szesnaście lat, jest tak młoda...
- Już dobrze, wszystko będzie
dobrze. Zobaczysz. Annie jest zdrowa, silna i ma kochających ją
rodziców. Nie może być inaczej, przecież...
- Ładnie to tak podsłuchiwać?
Wyrżnęłam o wiszącą półkę, a
wazon, który na niej stał o mało co nie spadł. Potarłam głowę.
- A ładnie to tak straszyć? Mało
co się nie zabiłam o tą półkę. Nie myślałam, że półki
mogą być tak niebezpieczne.
- Trzeba było tu nie sterczeć.
- Annie, wstałaś już – z kuchni
wyszła mama – miałam iść cię budzić. Pani Crosschess chce
zawieźć cię do szpitala, Samara chciała cię zobaczyć.
- Oczywiście, jadę. Tylko pójdę na górę się przebrać, będę
tutaj za dziesięć minut.
- Dobrze, poczekam, nie spiesz
się...
Nie dosłyszałam tego, bo pognałam
już na piętro. Najpierw wpadłam do pokoju, ubrałam się w koszulę
i dżinsy, potem poszłam do łazienki, uczesałam się i umyłam
zęby. Na dole byłam przed czasem.
- Możemy już jechać –
powiedziałam. Spieszyło mi się, by zobaczyć Sami i Aidana.
- Wyszłyśmy z domu. Pani Crosschess
zawsze była rozgadana, bardzo lubiłam z nią żartować, ale teraz
milczała jak zaklęta. Ale sytuacja była poważna i nikt nie śmiał
żartować.
W samochodzie jak zwykle pięknie
pachniało, lubiłam odświeżacz powietrza, który zamontował tata
Sami. Był to zapach świeżego powietrza, szyszek, żywicy, czegoś,
co kochałam i bardzo ceniłam. Lasu. Mojego ukochanego domu. Samara
też go uwielbiała. Miałyśmy bardzo podobne gusty i te same
upodobania. Musze ją jak najszybciej zobaczyć.
Samochód jechał dość szybko, ale
jak dla mnie, za wolno. Paliłam się do zobaczenia przyjaciół
najbardziej na świecie. Gdy tylko samochód stanął, wyplątałam
się z pasów bezpieczeństwa i wysiadłam. Pani Crosschess zawołała:
- Annie, poczekaj, nie wiesz, gdzie
jest Sami, nie trafisz sama. Proszę, poczekaj na mnie.
- Niechętnie zwolniłam. Nie chciałam
na nią czekać, teraz liczyli się tylko Sami i Aidan, ale nie
miałam wyjścia. Mama Sami miała rację, szpital był duży, nie
znalazłabym ich sama. Moja przyjaciółka leżała na 2 piętrze w
pokoju 303. Był to pokój z tylko jednym łóżkiem. Stało przy
oknie, z którego rozciągał się widok na las. Odetchnęłam z
ulgą, gdy ją zobaczyłam, uśmiechającą się do Ethana. Nabrała
trochę kolorów i nie była już tak niezdrowo spocona.
- Annie, kochana – pisnęła Sami,
chcąc wyjść z łóżka. Ale w porę ją powstrzymałam,
jednocześnie się do niej przytulając.
- Samciu, tak bardzo się martwiłam.
Błagam, nie rób mi tego więcej.
- Obiecuję, kochanie, obiecuję.
Tak się cieszę, że tu jesteś. Tak bardzo się cieszę.
- Jestem przy tobie.
- Spojrzałam na Ethana. Nadal był w
smokingu, ale zdjął marynarkę. Chyba od wczoraj nie był w domu.
- Zostaniesz ze mną?
- Muszę iść do Aidana.
- Dowiedziałam się dopiero rano.
Przykro mi, że go to spotkało.
- Przyjdę nidługo, a wtedy
szczegółowo masz mi opowiedzieć, co się tak właściwie stało.
- Tak – Sami spojrzała na ścianę.
Wiedziałam, że to zrobi. Przecież to ich tajemnica, nie może mi
powiedzieć. Byłam tylko ciekawa, czy jej wersja będzie taka sama
jak Ethana. Jeśli nie, będę miała pewność, że naprawdę mnie
okłamują.
- Aidan był piętro wyżej. Jego pokój
nie był jedno, a dwu łóżkowy, ale na szczęście drugie było
wolne. Byliśmy sami. Gdy zatrzasnęłam drzwi, Aidan otworzył
oczy.
- Annie, tak mi...
- Ciiii, wiem – podeszłam do
łóżka i przycisnęłam mu palec do ust - To nie twoja wina. Nie
mogłeś tego przeidzieć.
- Ale nie musiałem pić. Zazwyczaj
nie piję wcale, ale teraz, chciałem się trochę wyluzować... a
wyszło jak wyszło.
- Wszystko rozumiem. Spokojnie.
Musisz odpoczywać – przerwałam na chwilę i odetchnęłam –
Wiesz, kto cię otruł?
- Słyszałem, że ochrona
wyprowadziła z zamku jakiegoś podejrzanego typa, w ciemnej
pelerynie z kapturem, wyglądającym jak...
- ...pielgrzym?
- Nie, raczej jakiś myśliwy. Mój
stary sąsiad był łowcą, też nosił takie peleryny. Ale
pielgrzym...dlaczego takie określenie?
- Nie wiem, Sami to wymyśliła...a
propos, wiesz o niej?
- Tak, Ethan był u mnie dzisiaj.
- Biedny, musi biegać od ciebie do
Sami...
- Był tylko raz, zobaczyć, czy
mój stan się nie pogorszył. Bardziej woli spędzać czas z twoją
przyjaciółką, niż ze mną.
- Wiesz, że to nie jest prawda...
- Nieważne. A u ciebie wszystko w
porządku?
- Poza tym, że prawie wczoraj
prawie umarłam ze strachu jak dowiedziałam się o tobie i o Sami,
a dzisiaj prawie zabiła mnie wisząca półka – wszystko okej.
Aidan uśmiechnął się.
- Czyli jak widzę, nic nowego.
- Bardzo śmieszne – wydęłam
wargi – Jeszcze do ciebie przyjdę, ale obiecałam Sami, że zraz
do niej wrócę, więc...
- Dobra, leć. Tylko... mam jeszcze
jedną prośbę.
- Mhm?
- Mogę...mogę się do ciebie
przytulić?
- No dobra...- spodziewałam się
wszystkiego, ale nie tego. Podeszłam do Aidana z drugiej strony,
gdzie nie było żadnych rurek ani pikających urządzeń i
pochyliłam się. Aidan objął mnie jedną ręką. Wyglądało to
chyba dziwnie, ale co tam. Aidan pięknie pachniał, tylko to się
liczło.
- Muszę iść. Wróćę. Obiecuję.
- Nigdzie się stąd nie ruszę.
- Przecież wiem.
Wyszłam z sali i oparłam się o
ścianę. Trzęsły mi się nogi.Właśnie przytuliłam Aidana!!!
Dopiero teraz do mnie dotarło. Poczułam gorąco na policzkach.
Nadal dygocząc, zeszłam do sali Sami.
- Co się stało? Wyglądasz jak
pomidor – powiedziała Sami, pijąc wodę
- Nic takiego...właśnie
przytuliłam Aidana
- To nic takiego? No jak...
- Ciszej. Nie musisz tak piszczeć.
A poza tym nie będziemy rozmawiać o mnie, tylko o tobie.
- Dobra – przyjaciółka
niechętnie przyznała mi rację – Więc...
- Wiec...chcę wiedzieć, co się
tam do cholery stało.
- Poszliśmy z Ethanem na spacer.
Chcieliśmy iść do takiej pięknej altanki, posiedzieć i
porozmawiać. Ale nawet jej nie zobaczyłam, bo drogę zastąpiła
nam ciemna postać. To był mężczyzna, chciał...chciał abyśmy...
- Abyście co?
- Chciał pieniędzy i biżuterii.
Powiedzieliśmy, że nic nie mamy, ale on nie uwierzył, tylko
rzucił się na nas. Stałam przed Ethanem, więc dźgnął mnie
sztyletem. Bolało strasznie, był jakiś zatruty, a potem...a potem
urwał mi się film. Pamiętam jeszcze, ale jakby przez mgłę, że
Ethan niósł mnie na górę po schodach, i pamiętam ciebie, jak do
mnie biegłaś. A potem pustka.
- Aż chciało mi się płakać. Ale nie
z powodu opowieści Sami. Miałam teraz dowód, że mnie okłamują.
Mama Sami powiedziała, że według Ethana mężczyzna pytał o
jakąś dziewczynę, a Samara twierdziła, że zażądał pieniędzy.
Żeby Sami nie zauważyła, odwróciłam się w stronę drzwi.
- Annie, co ci jest?
- Nic, źle się poczułam. Muszę
zaczerpnąć świeżego powietrza. Niedługo wrócę.
-No to będę czekać.
- Wybiegłam z sali, jakby mnie ktoś
gonił. Teraz chciałam być sama, sama ze swoimi myślami.
* - myśl zaczerpnięta od
Asikeo(Samary :D). Dziękuję kochana za te wszystkie fazy i głupawki
dotyczące pielgrzyma. Kochamm :*
Przepraszam za tak późny komentarz, ale ty wiesz, że ten wczorajszy się usunął :C
OdpowiedzUsuńNo,ale wracając do tego komentarza....
GENIALNY !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
.
.
.
.
.
.
.
DOBRA JUŻ SIĘ OGARNIAM(koniec pisku xD)
ZACZYNAMY :
1. AIDEN CHCIAŁ ŻEBY ANNIE GO PRZYTULIŁA !!!!!!!!!!!! AIDABELL FOREVER !!!!
2. JAK KTOŚ PRÓBOWAŁ OTRUĆ AIDENA ??? NIE WIERZĘ !!!
3. I LOVE PIELGRZYM FOREVER !!!! HAHAHAHA JA TEŻ DZIĘKUJĘ ZA TE FAZY !!!! TY+JA+SKYPE = MEGA FAZA xd
4. ETHAN + SAMARA(JA) <3 !!!!! NO I ON NIE JEST GEJEM !!! NIE WAŻ SIĘ GO NIM ZROBIĆ. TO NIE JEST TEEN WOLF !!!! <3
5.NOWE PIOSENKI !!! NAJBARDZIEJ PODOBA MI SIĘ NR4 <3 !!!
6. DLACZEGO ONI JĄ OKŁAMUJĄ ? NIE ŁADNIE ! SAMACIA COŚ KŁAMIE ! JAK JA MOGE KŁAMAĆ ?!
7.SZKODA, ZE JEJ NIE PUŚCILI DO TEGO SZPITALA W NOCY...ONA I AIDAN SAMI W NOCY...HMMMM...;3
8.WIEM MAM ZBOCZONE MYŚLI, ALE TO PRZEZ CIEBIE !!!
DZIĘKI TOBIE MAM TAKIE GŁUPAWKI NO, ALE DZIĘKI TEMU TY PISZESZ TAKIE WSPANIAŁE ROZDZIAŁY, WIĘC TO I TAK WYCHODZI MI NA KORZYŚĆ, BO JE CZYTAM. CHOCIAŻ POTEM MAM TAKIE FAZY ...xD
9.STRASZNIE MAŁO SYLFII :c MAM NADZIEJĘ, ŻE W NASTĘPNYM ROZDZIALE BĘDZIE JEJ WIĘCEJ !!!
10.AKCJA Z PÓŁKĄ xD xD xD NO NIE MOGĘ !!! HAHAHAHA
11. DLACZEGO WSZYSCY COŚ PRZEDNIĄ UKRYWAJĄ ?
ETHANA I SAMI TO ROZUMIEM, BO NO TEN..... NIE WIADOMO CO ONI ROBILI PRZED NAPADEM PIELGRZYMA xD (WIEM, ŻE MNIE ZABIJESZ,ALE MUSIAŁAM ZA TEN SWÓJ KOMENTARZ O MOIM PIELGRZYMIE ) NO, ALE WŁASNA MATKA ???
PODSUMOWUJĄC MOJA KOCHANA ROZDZIAŁ CUDOWNY.
OBY NASTĘPNY POJAWIŁ SIĘ JUŻ NIE DŁUGO BO JA NIE WYTRZYMAM !!!
CHCĘ WIĘCEJ AIDABELL !!!! <3 nO I MAM NADZIEJĘ, ŻE ZACZNIE SIĘ COŚ POWAŻNIEJSZEGO DZIAĆ !!!
MAM WRAŻENIE( WIEM TO NA 69%, ŻE PIELGRZYM SZUKAŁ ANNIE)
CZEKAM NA WIĘCEJ I ŻYCZĘ DUUUUUŻO WENY, WIĘCEJ FAZ ZE MNĄ NA SKAJPIE I DUUUŻO CZASU NA PISANIE <3
POZDRAWIAM TWÓJ PISZCZĄCY I CZEKAJĄC NA NASTĘPNY ROZDZIAŁ Asikeo^^ <3 !
Jak ja kocham twoje komentarze! Zawsze dowiaduję się z nich więcej, niż bym chciała! Ale i tak jest git :*
UsuńPielgrzym forever <3!!!!