piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział X

- Dzień dobry, widział ktoś Samarę? - zapytałam państwa Collinsów, którzy rozmawiali właśnie w parku.
- Niestety nie - odpowiedziała pani Melissa - Dzisiaj bardzo mało ją widywałam, tylko kilka razy. Ale cóż, dzisiejsze nastolatki trudno zrozumieć.
- Tak, zgadzam się - odparłam. Sama siebie czasem nie ogarniałam. Tak jak nie ogarniałam pielgrzyma. Boże, Sami naprawdę musiała tak napisać?! Nie było lepszego określenia dla gościa w ciemnej pelerynie? Dla mnie to byłby raczej zamaskowany gwałciciel, co zaczepia dzieciaki w lesie i sprzedaje im Marsjanki. To było w książce Sami. Tak, pisze książkę. Na razie idzie jej dobrze, ale ten pielgrzym... nie za dobre to chyba określenie. Ale to jej książka. Pisze co chce.
Rozejrzałam się po ogrodzie. Był przepiękny, szczególnie teraz, gdy oświetlały go tylko światełka na drzewach i latarnie.Ethana też nie było. Wolałam nawet nie próbować myśleć o tym, co podsuwała mi wyobraźnia. Nie dopuszczałam tego do siebie, bo bałam się sama siebie. A raczej moich fantazji. Ale Sami i Ethan razem zniknęli a ja jestem osobą, która z każdą sytuacją ma skojarzenia. I nic na to nie poradzę. Więc, ogród jest piękny i wielki, i do tego ma bardzo wiele zakamarków, altanek, można się gdzieś zaszyć, żeby pobyć sam na sam...
 Na jego środku stała wielka fontanna, a wokół niej ławeczki do siedzenia. A za nią był ogród różany. Nazywam go tak, bo w tej części parku rosną tylko róże. Oczywiście jest tam pięknie, ale co za dużo to nie zdrowo. Ogrodnicy chyba sadzili je po pijaku, i zamiast jednej widzieli cztery. Ale wracając do Sami, nigdzie nie mogłam jej znaleźć.
Nie, nie Sami. Boże, o czym ja myślę. Moja Samcia taka nie jest. Może  Ethan jest fajny, ale nie dała by mu na pierwszej randce, no bez przesady...
Po piętnastu minutach bezcelowego łażenia po parku i szukania zakochańców zrezygnowana poszłam do pałacu. Aidan wypił chyba za dużo alkoholu, bo razem z Lukiem spali na kanapie, przytuleni niczym nierozłączni zakochani. Alex siedziała przy stole i wcinała ciasto, gdy mnie zobaczyła, kiwnęła ręką. Podeszłam i usiadłam na najbliższym niej krześle.
 - Widziałaś Sami? - zapytała
- Nie, właśnie ich szukałam. W pałacu ich nie ma, nie przeszukałam całego parku, ale tu najbliżej ich nie ma - spojrzałam na Aidana - Zostawiłam go tylko na dwadzieścia minut i proszę. Jak dzieci.
 - Luke pije na każdej imprezie, na szczęście potem śpi. Raz, gdy się napił, wydawało mu się, że leci samolotem. Wziął mnie na barana i zaczął latać po sali. Ludzie gapili się na nas jak na wariatów. Ale i tak go kocham.
- Ile się znacie?
- Znamy się już 10 lat, ale chodzimy ze sobą od 2. Jego rodzice są przyjaciółmi rodziny. Jest starszy, ale nikomu to nie przeszkadza. Jest OK.
- Mhm... - pokiwałam głową - Fajnie. Ja Aidana znam około miesiąca, ale już nie wyobrażam sobie jak było, gdy go nie znałam. Jest naprawdę fajny i miły. I ma poczucie humoru. Lubię go.
- Lubisz, czy może coś więcej? - zapytała, kręcąc brwiami
- Co piłaś?
- Trochę likieru waniliowego.
- Chyba trochę za dużo.
- No weź, na serio pytam. Widziałam, jak na niego patrzysz. Nie jak na przyjaciela. Podoba ci się.
- Nie mam czasu o tym myśleć, muszę znaleźć Sami i...
Nie zdążyłam dokończyć, bo właśnie pojawiła się moja przyjaciółka, u boku Ethana. Podtrzymywał ja w pasie, a ona trzymała mu rękę na ramieniu. Była blada i spocona. Zorientowałam się, że gdyby Ethan jej nie trzymał, upadłaby. Czym prędzej do niej podbiegłam.
- Sami, co się dzieje? Gdzie byłaś? Co się stało? Dlaczego nic nie mówisz?
- Za...zanieście mnie d..d..doo.. pok..kkoju - wyszeptała. Sprawiała wrażenie, jakby każde słowo sprawiało jej ból.
- Annie, pomóż mi - powiedział Ethan - Złap ją za drugą rękę
Zarzuciłam sobie Sami na ramię i zaniosłam ją na górę z Ethanem. W pokoju położyliśmy ją na łóżku. Sapnęła, gdy Ethan dotknął jej ramienia. W tamtym miejscu widniała czarna plama, wydawało mi się, że nawet się rusza.
 - Ann, idz po jej mamę. Tylko szybko! Nie wiem, ile czasu jej zostało!
- Ale co to jest, co się dzieje?
-Biegnij!!!
Wybiegłam z pokoju. " Nie wiem, ile czasu jej zostało"? Co to miało być? Przecież, nie, Sami nie może umrzeć, muszę jak najszybciej znaleźć jej matkę. Zbiegłam po schodach, a na ostatnim stopniu zderzyłam się z Alexis.
- Znajdz panią Crosschess. Szybko!
- Annie, co się stało?
- Nie mam czasu. Muszę znaleźć jej mamę, muszę znaleźć jej mamę, muszę...
Powtarzałam to jak mantrę. Od tego, jak szybko znajdę panią Crosschess, zależy życie Sami.
W końcu dostrzegłam ją, rozmawiała z gośćmi koło podium. Zdjęłam buty i cisnęłam je w kąt pokoju. Wreszcie mogłam szybko biegać!!!
- Pani Crosschess - wydyszałam - Samara jest na górze, zniknęła a potem Ethan ją przyniósł i była ledwo żywa, i ma taką czarną ranę na ramieniu, jest na górze, musi pani tam iść, proszę, szybko - paplałam trzy po trzy. Nie mogłam złapać oddechu, starałam się powiedzieć to jak najlepiej, ale mi nie wyszło.
Pani Crosschess wytrzeszczyła na mnie oczy i pobiegła za mną na górę. Gdy weszłyśmy do pokoju, Ethan zrobił zimny okład z chusteczki i położył go na czole Sami. Wyglądała gorzej, niż kilka minut temu. Jakby życie powoli uchodziło z niej przez czarną ranę na ramieniu.
- Dziękuję Annie, jesteś naprawdę dobrą przyjaciółką, ale teraz musisz wyjść - powiedziała mama Samary, kładąc mi ręce na ramionach.
Ale... - zaczęłam protestować, ale odezwał się Ethan.
- Ann, nie możesz tego oglądać. to będzie dla ciebie zbyt bolesne, widzieć Sami w takim stanie... proszę, jeśli chcesz jej pomóc, wyjdź.
Odwróciłam się napięcie i wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami. Jak mogli mnie stamtąd wyprosić? Sami jest moją najlepszą przyjaciółką odkąd pamiętam. Nie mogę jej tak zostawić.
Usiadłam na schodach i ukryłam głowę w dłoniach. Sami musi przeżyć, musi dać radę. Nie umrze, nie zrobi mi tego! Nie pozwolę na to!
W takiej pozycji kilka minut później zastała mnie Alex
- Annie, powiesz mi, co się dzieje? Znalazłaś Sami?
- Tak, przyszli z Ethanem, ale Sam jest ranna. Nie wiem, co się stało jej matka i Et wyprosili mnie z pokoju. Nie mogę w to uwierzyć.
- Cóż, jeśli tak, no to musisz uwierzyć, że Sami będzie walczyć i się nie podda. Wiara czyni cuda. Choć, nic tu po nas. I tak jest już późno, za kilkanaście minut goście zaczną się rozjeżdżać. Odwiozę cię
- Nie ruszam się stąd.
- Annie, to nie ma sensu. Jeśli coś się wydarzy, napewno dowiesz się pierwsza,
- Akurat - syknęłam - Od dłuższego czasu nikt mi nic nie mówi. Wszyscy zachowują się dziwnie, ale ja oczywiście nic nie wiem.
- Chyba nie jest aż tak źle. Chodź, musisz się wyspać. Jestem pewna, że jutro się wszystkiego dowiesz.
- Skoro nalegasz. Powiem rodzicom, że jadę z tobą. Pójdę jeszcze po buty zostawiłam je na dole.
- Będę czekać w samochodzie.
Gdy szłam, zobaczyłam, że Aidan i Luke nadal śpią w takich samych pozycjach, w jakich ich poprzednio widziałam. Nie do wiary, pomyślałam. O niczym nie wiedzą, mają wszystko gdzieś.
Nie chciałam zostawiać Sami, ale Alexis miała rację. Czekanie tu nic by nie dało, i tak bym się niczego nie dowiedziała. Musiałam się przespać, a jutro się wszystkiego dowiedzieć. Sami przeżyje. Musi.

cdn...

1 komentarz:

  1. Och, mój Pielgrzymie !!! Zarąbiste to jest ! Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej. Mam nadzieję, że Sami nic poważnego się nie stanie ( zabiję jeśli coś mi zrobisz !) Aidan tak szybko się upił...hmmm wiem, że chodzi o coś innego, ale gdybyś mi nie wytłumaczyła to bym nie ogarnęła tego... A wracając do balu( tego naszego) mam już partnera do poloneza. Wiedziałabyś to gdybyś dzisiaj przyszła do szkoły, głąbie ty mój ! Ale wracając do rozdziału. Hmmmm już nie mogę się doczekać następnego rozdziału ! AIDABELL FOREVER !!!!! Czekam na więcej i życzę dużoooo weny !!!!!!!
    Twój Asikeo^^ <3 ^^

    OdpowiedzUsuń