- A wiesz chociaż co to za las? Ten, w którym mieszkasz? - zapytała Sami
- Nie - odpowiedziałam - Poznałabym go. W tamtym lesie jest zawsze przeraźliwie cicho i ciemno. To obcy las, nigdy tam nie byłam.
- Twoje sny są naprawdę dziwne - odparła
- A twoje to nie? - zaśmiałam się - Zawsze goni cię w nich karzełek z młotkiem.
- To co innego - zaprotestowała - Ja się go przynajmniej nie boję. I chociaż zawsze przed nim uciekam, to wiem, że mnie nigdy nie dogoni.
- Nie jesteśmy normalne... - zaczęłam, ale Samara mi przerwała.
- No raczej, że nie jesteśy normalne. Ja jestem czarownicą a ty istotą ze skrzydłami. Trochę to odbiega od normalności.
- Ale chodziło mi nie o normalną nienormalność, tylko o inną nienormalność.
- Acha.... - odparła przciągle - Już zaczynasz paplać.
- Dobra, zamykam się.
Doszłyśmy właśnie do szkoły. No... gdybym nie siedziała tu codziennie przez kilka godzin od 9 lat, nigdy nie pomyślłabym, że to budynek szkoły. Bo nikt niewtajemniczony nie myślałby chyba, że kilkuset letni zamek służyłby za miejsce wychowawcze. Ale tak było. Wygląd zewnętrzny budynku nie pasował kompletnie do wnętrza. Rozpadające się ruiny były tylko przykrywką. W środku panował przepych. Piękne pokoje, wysadzane złotem i drogocennymi kamieniami meble, sale, w których czarownicy mogli ćwiczyć magiczne moce bez uszkodzenia sędziwego zamku, ale także nowoczesny sprzęt taki jak komputery, czy łazienki wyposarzone w kamery. W salach oraz na korytarzu nie były potrzebne, cały czas kręcili się tam jacyś nauczyciele. Była też jadalnia, miejsce, gdzie wszyscy, niezależnie od gatunku spotykali się razem w przerwach na jedzenie.
Gdy weszłyśmy, Samara skierowała się na lewo, a ja na prawo. Nie należymy do tego samego gatunku, więc nie jesteśmy w tych samych grupach. Nasze zajęcia są też nudniejsze od zajęć czarowników. Siedzimy tylko i słuchamy, jak mistrzowie opowiadają nam, jakie niebezpieczeństwa czekają nas, gdy zbyt bardzo nadużyjemy naszych mocy. Nie są one tak duże, jak u Ceriów, ale jednak. Możemy widzieć duchy zwierząt, które zmarły lub zostały w jakiś sposób zamordowane. Jest to naprawdę niesamowite. Czarownicy widzą więcej zwierząt i nawet niektórych ludzi, ponieważ wiążę się to z utratą mocy. A oni mają jej znacznie więcej on nas, lub też mogą ją pobrać od drzew. Ja widzę tylko wilki. Może dlatego, że to moje ulubione zwierzęta.Samara widzi kruki i lisy. Zawsze, gdy na zajęciach czarowników dzieje się coś ciekawego, opowiada mi wszystko. Lubię tego słuchać, jest to przyjemne i ciekawe. Zawsze na początku ćwiczą swoje moce, rzucając proste zaklęcia, takie jak wysadzenie czegoś, lub zmiana jabłka w pomarańczę. A potem zaczyna się trening. Ćwiczą obronę i umiejętność latania. My też potrafimy latać, to kolejna nasza moc, ale jest to trudne i niebezpieczne, bo także tracimy zbyt wiele mocy i możemy stracić przytomność. Tylko ktoś o bardzo dużym zasobie siły może latać bez przeszkód. Ale nigdy nie słyszałam o kimś takim.
- Dzisiaj porozmawiamy o umiejętnościach, jakie zdobędziecie, osiągając wiek dorosły - powiedział pan Berens, nasz nauczyciel - Będzie to widzenie w ciemności i większy zasób mocy. Może się wtedy zdarzyć, że będziecie mogli widzieć więcej zwierząt. Ale niekoniecznie, nikt nie potrafi przewidzieć jaki dar dostaniecie, dorastając.
Peter Lockey podniósł rękę.
Tak? - zapytał mistrz
- Zna pan legendę o Czarnym Wilku? Opowie pan coś więcej o przepowiedni związanej z Bestiami z Północy?
- To nie jest temat na lekcje. Jeśli jesteś ciekawy, w Wielkiej Bibliotece są o tym książki. Możesz je pożyczyć do domu i przeczytać.
- Ale w nich nie ma wszystkiego. Słyszałem kiedyś, jak pewna kobieta mówiła, że książki kłamią, a tajemnicza istota, która okiełzna Bestie z Północy naprawdę istnieje.
- Peter, to tylko legendy. Jest w nich ziarno prawdy, ale to wymyślone historie - powiedział pan Berens - A teraz przestań opowiadać głupoty i słuchaj, bo to co mam wam do powiedzenia bardziej się wam przyda, niż jakieś stare legendy czy przepowiednie.
Dalsza część lekcji była jak zwykle nudna. Gdy zabrzmiał gong, ogłaszający przerwę, wyszłam z sali i skierowałam się tam, gdzie miała się odbyć następna lekcja. Może będzie troszkę ciekawsza niż ta. Chociaż, gdyby pan Berens opowiedział o przepowiedni, byłoby lepiej. Słyszałam o niej chyba tyle co wszyscy w moim wieku. Ale moi rodzice, gdy wspomniałam kiedyś, że słyszałam o tym w mieście, dostali szału. Pytali kto mi o tym opowiadał, ile wiem i w ogóle zachowywali się jak nigdy. Moja zawsze opanowana mama wrzeszczała na tatę, że powinien trzymać zęby na kłódkę, bo za dużo wygadał i teraz mogę być w niebezpieczeństwie. Ale powiedziałam im, że wiem o niej tylko tyle, ze pojawi się istota, która ujarzmi Bestie z Północy i zapanuje nad Sevelią. Mama wtedy wytrzeszczyła oczy i prosiła, żebym nikomu nie mówiła, o tym, co od nich usłyszałam i sama najlepiej to zapomniała. Nie byłam aż tak ciekawa tej historii jak Peter, ale gdy przypomniałam sobie tamtą rozmowę, chciałam dowiedzieć się więcej. Dlatego po lekcjach planowałam wstąpić do Wielkiej Biblioteki po kilka książek o legendzie Czarnego Wilka.
Nie zdążyłam dojść do sali, gdy dopadła mnie Samara. Mówiła tak szybko, ze ledwo ją zrozumiałam.
- Powoli, nigdzie się nie śpiesz - powiedziałam - Nie rozumiem, co mówisz. Powtórz, ale wolniej.
- Mówię, że gdy szłam do swojej szafki, usłyszałam przypadkiem, jak w Pokoju Mistrzów pani McCartney rozmawiała z Wielkim Mistrzem. Powiedziała, że w nocy znaleźli Julię Bells, wiesz, tą małą blondynkę, która zawsze się wszędzie spóźniała. Kilka dni temu zaginęła, nie wróciła po szkole do domu - Samara była przerażona. Nie rozumiałam dlaczego.
- Skoro ją znaleźli, powinniśmy się chyba cieszyć, prawda? - zapytałam
Sami pokręciła głową.
- Znaleźli ją, ale martwą w lesie za miasteczkiem. Jej ciało było porozrywane na strzępy, ledwie dało się ją rozpoznać.
Zakryłam dłonią usta. Od wielu lat nie zdarzyło się, żeby jakiś Zmiennokształtny zabił kogoś podczas pełni. No bo kto inny mógł zrobić coś tak strasznego?
- Rodzice są zrozpaczeni. Julia była jedynaczką. Nie mają teraz nikogo - powiedziała Samara. Jeszcze nigdy nie widziałam jej tak poważnej. Zawsze była uśmiechnieta, w każdej sytuacji potrafiła znaleźć śmieszny wątek. A teraz? Nie poznawałam jej. Pewnie dlatego, że nie słyszała o takim wypadku. Za naszego życia się nie zdarzył.
Otworzyłam usta, chcąc powiedzieć, że na pewno znajdą szybko winnego, ale przerwał mi Wielki Mistrz, który przez głośnik objaśnił, że zajęcia dla wszystkich ras zostają odwołane z powodu śmierci Julii Bells. Chyba tylko ja i Samara dowiedziałyśmy się wcześniej, bo gdy tylko Mistrz skończył, nikt się nie odezwał. Wszyscy byli przerażeni. Mary, najlepsza przyjaciółka Julii wybuchła płaczem, który słychać było w całej szkole. A potem po prostu zemdlała.
- Choć - powiedziała Sami - Pójdziemy do mnie, ale najpierw zadzwoń do rodziców, żeby nie martwili się o ciebie.
- Tak, tak zrobię - odpowiedziałam. Wyjęłam telefon z kieszeni spodni i wystukałam numer do taty. Chociaż są bardzo staroświeccy, mają komórki, dla lepszego kontaktu, jak twierdzili. Tak jak telewizję i Internet, chociaż mieszkaliśmy w mrocznym, starym dworze.
- Tato, to ja, Annie. Chciałam powiedzieć, że idę do Samary, żebyście się nie martwili, zajęcia zostały odwołane, z powodu...- przerwałam, żeby posłuchać odpowiedzi taty.
- Dobrze, będziemy uważać. Kocham cię.
Rozłączyłam się i odwróciłam do Samary.
- Tata wiedział już o wypadku, podali już to w wiadomościach. Nie był zszokowany, mówił spokojnie. A zazwyczaj, gdy coś się dzieje, tata jest zdenerwowany i mówi bardzo szybko. A ta informacja powinna być chyba dość szokująca, żeby zaczął się jąkać. To bardzo dziwne - powiedziałam.
- Może wie coś na ten temat? - podsunęła Sami - Twoi rodzice są szanowani w całe Seveli, tak jak moi rodzice, czy Melanie.
- Musiałaś to powiedzieć? - zapytałam - Jakbym już nie miała zepsutego nastroju.
Melanie Phillsen, przewodnicząca Rady Uzdolnionych, czarownica i jedna z najbardziej nienawidzących mnie osób. Ja też jej nie lubiłam, była wredna i zapatrzona w siebie. Nic poza nią się dla niej nie liczyło.
- Ale taka jest prawda. Lady Maria jest jedną z najbardziej wpływowych osób.
Niestety - pomyślałam
Gdy wyszłyśmy, było nadal słonecznie i ciepło, pogoda chyba nie przejmowała się naszym ponurym nastrojem. Ptaki śpiewały, a kwiaty w pełni rozwinięte, niosły słodką woń w całej okolicy. Do domu Samary było trochę dalej niż do mnie, ale za to nie musiałyśmy iść przez las. Na szczęście. Co? Od kiedy to ja boję się naszego lasu. Uwielbiam go. Co innego ten las z mojego snu, albo ten z miastem. Byłam tam tylko raz, gdy z Samarą i jej rodzicami wyjechaliśmy na piknik. Nie wiem, dlaczego aż tam. Tamten las, owszem, był większy od naszego, ciągnął się aż do Wielkiego Jeziora, które znałam tylko z opowiadań.
Drogę do domu Sami pokonałyśmy w ekspresowym tępie. Paranoja, pomyślałam. Przecież nie ma pełni, a do tego jest dzień. Co może się stać? Ale mimo to biegłam za Samarą bez protestu.
- Mamy jeszcze nie ma - powiedział tata Sami, widząc nas w drzwiach - Głodne? Zrobię wam coś do jedzenia.
- Dzięki tato, ale nie wiem, czy zdołam coś przełknąć.
- A ty, Ann? - zwrócił się do mnie
- Dziękuję, ale też nie dam rady nic zjeść.
Żołądek miałam tak mocno ściśnięty, ze ledwo oddychałam.
- Chodzmy do mnie - powiedziała Samara. Poprowadziła mnie krętymi schodami do swojego pokoju. Był cały zielony, Nawet meble były trochę zielonkawe. Pewnie za sprawą magii. Od pokoju wychodziły 3 drzwi, jedne do garderoby, drugie na korytarz a trzecie na balkon. Było też jedno wielkie okno, które wpuszczało do pokoju dużo światła.
Usiadłyśmy na łóżku. Sami mnie objęła i przytuliła.
- Nadal nie mogę uwierzyć w to, co się stało - powiedziała - Tydzień temu Julia przyszła do mnie do domu, bo chciała, bym pokazała jej kilka zaklęć. Nie była na kilku lekcjach i chciała nadrobić zaległości. Powiedziałam jej wtedy, że nie mam dla niej czasu. Potraktowałam ją paskudnie, a to byłą nasza ostatnia rozmowa. Mówiła też o jakimś zaklęciu, które chciała znaleźć, ale nie było go w żadnej książce w Wielkiej Bibliotece. Mówiła, ze koniecznie musi je znaleźć, to sprawa życia i śmierci. A jedyna biblioteka, większa od naszej znajduje się na końcu miasteczka - Samara mówiła coraz ciszej. Przemyślałam to, co powiedziała. No tak! To dlatego znaleźli ją w tamtym lesie, dlatego w ogóle była tak daleko. Pojechała do tamtej biblioteki, chciała znaleźć to zaklęcie.
- Ych - wyrwało mi się.
- Co się stało? - zapytała zdziwiona Samara
- Wiem, czego szukała. Przyszła kiedyś do mnie, jakiś miesiąc temu i zapytała, czy nie mam przypadkiem Druidzkiej Księgi Zaklęć. Powiedziałam, że nie, no bo po co by mi była. Ale gdy kilka dni temu poszłam na strych, poszukać starego albumu, znalazłam stertę książek. A tytuł jednej brzmiał...
- ...Druidzka Księga Zaklęć - dokończyła za mnie Sami
- Muszę szybko iść do domu. Znajdę tą księgę i dowiem się, jakiego zaklęcia szukała Julia.
- Idę z tobą - odparła
- Nie, zostań. Lepiej będzie, jak rodzice będą cie mieli na oku, nie będą się martwić.
- Dobrze, ale zadzwoń, jak coś znajdziesz. Julia mówiła coś o zaklęciu przywołania duchów Władców Sevelii. Może coś tam będzie.
- Dobranoc - powiedziałam - I lepiej nie wychodź sama w nocy na dwór. Nie ma pełni, ale dla pewności siedz w domu. Pokiwała tylko głową.
Spieszno mi było do domu, więc nawet nie weszłam do kuchni, żeby pożegnać się z panem Crosschess. Musiałam iść przez las, co nie było mi na rękę. Gdy byłam w połowie drogi, usłyszałam cichy szelest krzaków po mojej prawej stronie. Stanęłam i zerknęłam. Nic. Może wiewiórka, pomyślałam. Nie powinnam się chyba tak bać. W końcu byłam Akaname, nie łatwo było mnie zranić, nie tak jak czarowników. Ale mimo to zadrżałam. Teraz szłam trochę szybciej. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, w moim starym, ale najlepszym domu.
W końcu po kilku minutach szybkiego marszu moim oczom ukazał się stary, trochę zniszczony przez czas dwór. Nareszcie, pomyślałam. Jestem bezpieczna. Otworzyłam furtkę, która przeraźliwie skrzypiała. Czym prędzej przeszłam przez taras i chwyciłam klamkę. Drzwi nie były zamknięte na klucz, więc rodzice z pewnością byli w domu. Gdy na progu odwróciłam się, by jeszcze raz spojrzeć na las, usłyszałam przeraźliwe wycie wilka.
Epickie !!!!!!! Wiki no nareszcie się doczekałam ;D Zarąbisty pomysł czekam na więcej i zapraszam do siebie !!! ;* <3
OdpowiedzUsuńOczywiście, będzie dalsza część. A czekać nie musiałaś tak długo, przecież mówiłam, że napiszę :D
UsuńTusiulka
Spodobał mi się tamten twój blog, a że ostatnio nic się tam nie działo, to postanowiłam zajrzeć tutaj, więc jestem. Twoje teksty brzmią tak jakbyś pisała od conajmniej kilku lat, bo aż bije z nich doświadczenie. Podobają mi się bo wystarcza kilka zdań, aby zachęcić czytelnika. Dobra do rzeczy rozdział jest bardzo wyciągający i od razu długi. Lubię opowiadania, gdzie już w 1 rozdziale dowiaduję się o jakiejś tajemnicy i zagadkowym morderstwie. Zastanawiam, się czy ta dziewczyna zginęła, dlatego że szukała czegoś, czy może jej śmierć była przypadkowa. Trudno wyczuć, a to też super bo naprawdę nie lubię od razu domyślać się co będzie dalej. Na razie rozumiem tyle że Annie i Samara będą chciały bardzo wiedzieć, co za tym wszystkim się kryje. Na razie niewiele więcej mogę napisać o tym opowiadaniu. Aha świetny pomysł ze szkołą, nieco ukrytą i tym, że Ann mieszka w jakimś starym domu. Mam nadzieję, że gdzieś tam w dalszych rozdziałach znajdę jego opis, bo czuję, że masz ogroną wyobraźnię. ;)
OdpowiedzUsuń