wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział V

Uwaga!! Rozdział może zawierać treści niedozwolone dla niektórych osób. Skutkiem może być trwałe zrycie psychiki i to na stałe xD

- Auu!! - krzyknęłam nagle.
- Przepraszam, niechcący - powiedziała nasza Uzdrowicelka, Natasza. Obwiązywała właśnie bandażem moją nogę, która już była w gipsie. Siedziałam na kanapie w jej malutkim gabinecie. Było tu miło i przytulnie. Ściany, koloru wrzosowego obwieszone były obrazami. Było też kilka półek z książkami, głównie zielarskimi. Biurko, kanapa i biblioteczka pełna buteleczek z ziołami i innymi medykamentami. A pani Natasza, cóż była chyba najmłodszym pracownikiem naszej szkoły. I chyba najbardziej lubianym. Miała góra trzydzieści lat. Jasnobrązowe włosy zawsze czesała w warkocz, a niebieskie oczy patrzyły szczerze i odważnie.
 - No, do wesela się zagoi - powiedziała z uśmiechem - Ale musisz bardziej uważać. Gdy pan Baldwin przyniósł cię tu nieprzytomną, myślałam na początku, że to wstrząs mózgu. Ale na szczęście skończyło się na złamaniu nogi. Możesz już iść, tylko uważaj na schodach. Rodzice już na ciebie na zewnątrz. Za kilka dni przyjdź, zdejmę ci gips.
 - Więc nie mogę wrócić na zajęcia? - zapytałam
 - W żadnym wypadku. Musisz odpuścić sobie szkołę, przynajmniej do zdjęcia gipsu. Kość mogłaby ci się przestawić i narobiłabyś sobie przy tym bólu. Lepiej posiedź w domu te kilka dni.
- Dobrze, tak zrobię - powiedziałam - Do widzenia.
- Do zobaczenia z kilka dni.
Tak jak mówiła pani Natasza, przed drzwiami czekali mama i tata. Gdy mnie zobaczyli, od razu do mnie podeszli. Tata złapał mnie za ramię, żeby mi pomóc iść, a mama chciała się przytulić
- Mamo! - syknęłam - Jesteśmy w szkole. Nie chcę publicznej demonstracji uczuć. Chcesz mi narobić  obciachu?
Mama tylko się uśmiechnęła i pocałowała mnie w czoło. Zignorowała moją zagniewaną minę, wzięła pod pachę i zaczęliśmy we trójkę powoli iść do domu. Radziłam sobie całkiem dobrze, pomimo że nigdy nie miałam nogi w gipsie. Ciekawe, czy Samara już jest w domu, pomyślałam. Może do niej zadzwonię jak dojdę. A do domu jeszcze trochę daleko. Zanim dojdziemy, jeszcze dużo może się zdarzyć. Na przykład może nas zaatakować duch wilk.  Oni raczej by go nie wiedzieli, ale ja tak. Tylko tego by brakowało, żebym złamała drugą nogę, albo i rękę. Ale na szczęście obyło się bez takich atrakcji. Do domu doszliśmy bezpiecznie. Rodzice eskortowali mnie aż do drzwi pokoju.
- Poradzisz sobie? - zapytała zatroskana mama
- Tak, możecie już iść - powiedziałam - Jak będę czegoś potrzebować, będę krzyczeć.
 - Tylko głośno - powiedział tata z uśmiechem. Możemy cię nie słyszeć, idziemy z mamą do sypialni...
 - Nie kończ! - powiedziałam trochę za głośno - Nie chcę znać szczegółów.
Gdy wychodzili, mama pacnęła tatę w ramię, bo chciał właśnie złapać ją za pośladek. Dobra, cieszyłam się, że są ze sobą szczęśliwi. Ale są granice!! Czasem chciałabym mieszkać sama. Albo po prostu jak zbiera im się na czułości, niech robią to z daleka ode mnie.
Tak więc, zostałam sama w pokoju. Może obejrzę jakiś film? Albo poczytam. Albo po prostu usiądę i będę gapić się w okno. Nie, wtedy nie mogłabym opanować swoich myśli. Sama aż się ich bałam. No, może i byłam trochę zboczona, nie tak jak Samara oczywiście, ale jednak...Omg, o czym ja myślę. Dobra, poczytam. Sami narzekała, że  już tak dawno mam Eona, a go nie czytam. Na której to stronie skończyłam... na dwudziestej. Eon, fajne imię.
Gdy zagłębiłam się w lekturze, usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Dzwoniła Sami.
- Annie, nic ci się nie stało? Boże, tak się bałam. Dopiero, co przyjechałam do domu, ale twoja mam już wcześniej mi napisała, ze miałaś wypadek na wuefie i możesz mieć poważne obrażenia. Jak się czujesz?
- Wszystko dobrze. Złamałam tylko nogę, nic poważnego. Przez kilka dni nie będzie mnie w  szkole. I tyle.
- To dobrze - Samara już trochę się uspokoiła - Ale tak na serio? Jeden dzień mnie z tobą nie ma a ty już łamiesz nogę. A co jak mnie tydzień nie będzie? Zabijesz się?
 - Nie - uśmiechnęłam się - Jak widzisz jesteś mi koniecznie potrzebna. Nigdzie nie wyjeżdżaj, dłużej  niż dzień. Potrzebuję cię.
 - Ja ciebie też - Samara posłała mi buziaczka - A tak właściwie to co tam się wydarzyło?
- Dostałam w brzuch. Chyba od... zaraz - zamilkłam.
- Co? - zapytała Sami
- Wiem! - krzyknęłam - Melanie, przed meczem coś gadała do Heather, wiesz, tej siłaczki. A potem obie się złośliwie uśmiechnęły. Heaher przewróciła Britney, chciała wtedy podacdo Vanessy, żeby tamta strzeliła kosza. Wydaje mi się, że Melanie kazała Heather to zrobić. JA też od niej dostałam. Gdy miałam już rzucał, wpadła na mnie i przewróciła. Poleciała kawałek, przeturlałam się i potem już nie pamiętam, straciłam przytomność. A nie, jeszcze słyszałam, jak Melanie się śmieje. Złośliwie. Uknuła to sobie razem z Heather.
 - A to wredna szmata. Zawsze nam dokuczała, ale psychicznie. Nie myślałam, że posunie się do tego.
 - To przecież Melanie - powiedziałam - Ona zrobi wszystko, żeby tylko zdobyć to, czego chce.
- Ale czego może chcieć od ciebie - Sami sie zdziwiła
- Nie wiem. Ale lepiej, żebym się dowiedziała, bo może robi coś jeszcze gorszego. Czy Melanie naprawdę jest taka zła? No dobra, uprzykrzała mi na każdym kroku życie, ale... Nie przypuszczałam, ze to powiem, ale, w porównaniu z tym, co zrobiła dzisiaj, to tylko dziecinne psoty.
 - Zgadzam się - powiedziała - A teraz muszę już kończyć. Jestem głodna i  zmęczona. Te ćwiczenia zabierają strasznie dużo mocy. Zdrowiej, może jutro cię odwiedzę.
- Będę czekać. Pa.
Rozłączyła się. Rzuciłam telefon na łóżko. O dziwo, nie spadł, ani nic takiego. Zawsze, gdy to robiłam, jak na złość odbijał się od materaca, potem jeszcze raz, i jeszcze. I z hukiem spadał na podłogę. Chyba miał dzisiaj dobry humor. Ta, co ja gadam. Telefon ma dobry humor. Chyba się naćpałam...gadam takie głupoty. Powinnam być smutna, bo będę sama w domu przez kilka dni. Będzie nudno. A tu takie myśli. Powinnam zapisać się na jakąś terapie, do terapeuty. Oczywiście zabrałabym Samarę, też by jej się przydało.
Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałam
Drzwi się uchyliły. Mama wystawiła głowę i powiedziała:
- Kochanie, masz gościa.
- Gościa? - zdziwiłam się - Kto to?
Mama otworzyła drzwi szerzej i weszła do pokoju. Miała na sonie jedwabny, czerwony szlafrok. Nie chciałam nawet pomyśleć, co miała pod nim.
- Chłopak. Przystojny. Może wejść?
- Dobra, zaproś go.
Mama zamknęła drzwi. Kto to może być....przystojny.... nie, nie odważył by się
A jednak. Po chwili drzwi się uchyliły i stanął w nich Aidan.
- Czego tu szukasz? - warknęłam
- Chciałem zobaczyć, jak się czujesz - usprawiedliwił się.
- A co cię to obchodzi? Od kiedy interesujesz się moim zdrowiem?
- Zobaczyłem, jak pan Baldwin niesie cię nieprzytomną do uzdrowicieli. Przestraszyłem się, że coś poważnego się stało. Chwilę potem twoi rodzice przyszli i czekali pod drzwiami. Niestety, musiałem na chwilę uciec, bo zobaczył mnie Wielki Mistrz, a przecież nie było mnie na zajęciach. A gdy przyszedłem ponownie, już ich nie było. Więc przyszedłem tutaj. Przyjrzał mi się uważnie, żeby zobaczyć moją reakcję.
- Serio? Chciałeś mnie rozjechać motorem, a teraz martwisz się o moim stanem?  A poza tym nie chcę, żebyś tu był. Zaraz zawołam mamę, żeby cię stąd wyprowadziła.
- Nie wiem, czy cię usłyszy - uśmiechnął się złośliwie - Poszła z twoim tatą do sypialni. A zważywszy na to, co miała na sobie, można łatwo domyśleć się, co robią.
Odebrało mi mowę. Jak oni mogli....teraz...gdy w domu jest ktoś obcy. Nie poznawałam ich. Naprawdę.
- Dobra. Już wiesz, że nic mi nie jest. Możesz sobie iść - zapytałam.
Nic nie odpowiedział, ale nadal się na mnie patrzył.
- No co się tak gapisz? - coraz bardziej się denerwowałam
- Wiesz, że wyglądasz jak naćpana mysz**?
 - To po środkach znieczulających - powiedziałam. Tylko się uśmiechnął.
- Hahah - wymsknęło mi się.
- Co? - zapytał zdziwiony
- Zanim przyszedłeś to samo sobie pomyślałam.
- Że jesteś naćpaną myszą?
- Nie, że po prostu jestem naćpana.
- Aha. Widzisz, teraz już wiesz, że to prawda.
Zaraz, pomyślałam. Czy ja przypadkiem nie miałam go poćwiargować i zakopać  za rozpowiadanie o tym, że się przyjaźnimy?
- Wiesz że miałam cię zabić. Za to, że powiedziałeś wszystkim, że jesteśmy przyjaciółmi.
- Nie wszystkim, tylko kilku osobą.
- Ale po co? - zapytałam zdziwiona.
- Bo chcę się z tobą przyjaźnić.
- Serio? Myślałam, że mnie nie lubisz?
- Nie nie lubię. Po prostu... nie jestem zbytnio towarzyski.
- Jak tak samo. Moją jedyną bratnią duszą jest Samara.
- Ja mam tylko wuja i brata
Zrobiło mi się go żal. Rzeczywiście, nie miał nikogo, kto mógłby go przyjąć i oprowadzić po nowym miejscu.
- Jeśli chcesz, możesz pogadać ze mną.
Nie wiem, dlaczego to powiedziałam. Znałam go bardzo krótko, do tego nie za bardzo lubiłam. Ale to miłe, że się zainteresował, w jakim jestem stanie. Nikt inny nie pomyślał o odwiedzinach.
- Czyli co? Koniec wojny? - zapytał
- No okey... - odparłam, trochę niechętnie - Ale nie myśl sobie, że odpuściłam ci tą całą sprawę z przyjaźnią. Nadal się na ciebie trochę gniewam.
Tylko się uśmiechnął.
- Wiec, opowiedz mi coś o sobie. Na razie wiem tylko tyle, ze pochodzisz z Soren, masz brata i wuja i  jeździsz na motorze, A, i śniesz się dziewczynom po nocach.
- To, że ci się przyśniłem, nie było przypadkiem.
Wytrzeszczyłam oczy.
- Skąd to wiesz?
- Bo to zaplanowałem. Nie mogę, na razie powiedzieć nic więcej, ale to dla twojego dobra.
- Tak, jasne - mruknęłam
 - Naprawdę. Próbuję cię chronić. Wierz mi, nie byłbym taki, gdyby nie wiązało się to z twoim bezpieczeńswem. Lubię cię, na prawdę - uśmiechnął się - Powinnaś czuć się zaszczycona, nie mówię takich rzeczy wiele razy.
Zarumieniłam się. Jeszcze rano, gdyby ktoś powiedział mi, że Aidan mnie lubi, wyśmiałabym go. A teraz, kto by pomyślał.
- Dobra, a co z twoją rodziną. I dlaczego akurat wybraliście nasze miasteczko?
 - Tutaj wychowywał się wujek.
Aha... nic więcej. Nadal wiedziałam o nim tyle, co na początku.
- Będę się już zbierał. Jak chcesz, wpadnę jutro - powiedział
 - Jutro przychodzi Sami.
- W początku, rozumiem. Zatem do zobaczenia za kilka dni. Jak wrócisz do szkoły, wszystko będzie dobrze, wróci na swój stary tor. Posłał mi uśmiech, ale nie taki, jak zawsze. Ten, nie był chytry, ani złośliwy. Był taki... piękny. Aidan był bardzo przystojny. Musiałam dopuścić do siebie taką myśl. Innej opcji nie było. I jeszcze te oczy... rozmarzyłam się
W tym czasie chłopak wstał i podszedł do drzwi. Otworzył je i już miał wychodzić, ale na chwilę się zatrzymał, jakby czegoś zapomniał.
- A co do tego zabicia mnie i zakopania... . Gdybym to ja chciał to zrobić, to jeszcze najpierw bym cię zgwałcił.
Uśmiechnął się, tak jak wcześniej, złośliwie i wyszedł, zatrzaskując drzwi.

** - słowa Asi Guzek, która jest moją książkową Samarą <3

2 komentarze:

  1. O MÓJ BOŻE !!!!!! Wiedziałam,że jesteś zboczona,ale to przekroczyło wszystkie granice. Jej rodzice są ORDYNARNI, Annie gada sobie z Aidanem a oni....i to jeszcze w dzień !!!! Są normalnie bez wstydu !!! Naćpana mysz !!!!!!!!!!! XD Moje słowa !!! Dziewczyno aż się popłakałam ze śmiechu....:D Ale ja ich nie rozumiem najpierw Annie chcę go zabić,poćwiartować i zakopać a potem chcę z nim gadać ? O.o Dobra pomijając to biedna złamała nogę :C A Samara to normalnie kopia mnie ;3 Prawie w 100%. Hmmm szykuję się romansik pomiędzy Annie i Aidenem na pewno....Pokój super !!! Też taki chcę !!! Samara musiała być równie głodna jak ty dzisiaj ...(nie zabijaj ;3) Podsumowując rozdział zajebisty i zboczony(bardzo !) jak zawsze. Czekam na więcej i życzę weny.
    PS.Kocham <333 :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jestem zboczona, ale pragnę Ci przypomnieć kto mnie tym zaraził xD.A jej rodzice, no cóż, jak chcą to robią co chcą. A Annie i Aidan, może i troszkę za szybko ich połączyłam, ale tak ma być. Nie miałam też pomysłu, jak dalej pisać, gdy oni się nienawidzą. A jakbyś ty miała takiego chłopaka, który się o ciebie troszczy gdy złamiesz nogę, tez byś się przestała gniewać! xD
      "Samara musiała być równie głodna jak ty dzisiaj" - nie skomentuję tego. Nie wiem, dlaczego jestem dzisiaj taka głodna i chciałabym to wiedzieć. Wkrótce będzie więcej. Kc :*

      Usuń